Przeciw klimatycznym nieukom (repost z 2009)
June 24, 2019
← poprzednia notka |Przy okazji polemiki z najnowszym tekstem red. Gadomskiego przypomniałem sobie, że przecież już komentowałem jego wypowiedzi na temat globalnego ocieplenia. Było to dawno temu na bloxie, który już nie istnieje, więc przekleiłem tekst tutaj, celem przypomnienia kontekstu i uzasadnienia, dlaczego uważam go za denialistę klimatycznego. Niektóre linki i informacje zostały zaktualizowane, ale niemal cały tekst pozostawiłem w wersji sprzed 10 lat.
Zdążyłem się przyzwyczaić do tego , że na temat zmian klimatu androny wypisują publicyści z “Rzeczpospolitej”, “Wprost”, czy “Polityki”. “Gazeta Wyborcza” zwykle trzymała poziom — ktoś tam w redakcji rozumiał, że o kwestiach naukowych powinni pisać dziennikarze z działu naukowego, którzy zwykle mieli jako-takie pojęcie o mechanizmach rządzących współczesną nauką, wiedzieli gdzie szukać wiarygodnych informacji, i czym różni się artykuł zamieszczony w “Geophysical Research Letters” od politycznej publicystyki.
Niestety. powszechnemu złudzeniu, że na temat zmian klimatu głos powinien w debacie publicznej zabrać każdy, uległ dzisiaj redaktor Witold Gadomski. Z uwagi na poczytność “Gazety Wyborczej” postaram się więc odnieść do najważniejszych przekłamań, nieporozumień i błędów, zawartych w artykule “Przeciw klimatycznym zelotom”. Czytelnicy na bieżąco śledzący zjawisko climate wars mogą sobie lekturę odpuścić — red. Gadomski nie napisał nic, czego nie twierdziłoby przed nim dziesiątki innych “sceptyków”, więc większość moich kontrargumentów gdzieś już na blogu padła.
Red. Gadomski swój wywód zaczyna od takiej oto deklaracji:
Nie kwestionuję zmian, jakie zachodzą w globalnym klimacie, i doceniam wagę argumentów za koniecznością ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Jeżeli jednak ci, którzy nawołują do walki z globalnym ociepleniem, się mylą, gigantyczne wysiłki i sięgające setek miliardów dolarów nakłady pójdą na marne. Może więc warto całą sprawę jeszcze raz przemyśleć, zamiast nawoływać do szybszego wyrzucania pieniędzy w błoto.
Przyznam że choć wcale nie powinno być mi do śmiechu, przy lekturze tego akapitu aż się zakrztusiłem kawą. Redaktorowi Gadomskiemu wydaje się, że “warto całą sprawę jeszcze raz przemyśleć”!
No dobra, ponad pół wieku temu Roger Revelle i Hans Suess mogli jeszcze uważać, że “kwestia wzrostu zawartości atmosferycznego CO₂” poprzez spalanie paliw kopalnych to rodzaj eksperymentu geofizycznego na ogromną skalę, który mógł (“jeśli zostanie odpowiednio udokumentowany”) pomóc w zrozumieniu obiegu węgla w przyrodzie. Jednak w ciągu następnych kilkunastu lat coraz powszechniejsze wśród naukowców stało się przekonanie, że nie jest to tylko problem akademicki.
W 1969 roku Charles Keeling mógł jeszcze zastanawiać się, “czy CO₂ pochodzący ze spalania paliw kopalnych zmienia nasze środowisko”, oraz jaka mogłaby być “odpowiedź naukowców, filozofów, polityków, gdyby specjaliści stwierdzili że przyspieszone spalanie kopalin może być szkodliwe” (oraz stwierdzić, że nie zna odpowiedzi na żadne z tych pytań). Minęła zaledwie dekada, i autorzy raportu National Research Council oznajmiają z pewnym zakłopotaniem, że mają dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra jest taka, że potrafią odpowiedzieć na pierwsze pytanie Keelinga. Zła jest taka, że odpowiedź nie spodoba się ani politykom, ani społeczeństwu.
Naukowcy usłyszeli więc dokładnie to, co postuluje red. Gadomski: przemyślcie sprawę, może dojdziecie do innych wniosków (tak się składa, że naukowcy z NRC od razu zastrzegli, że próbowali usilnie dojść do innych wniosków — ale nie bardzo się dało). Dzisiaj, czterdzieści lat i setki tysięcy osobogodzin badań naukowych później, wnioski są w dalszym ciągu równie nieprzyjemne, co wtedy: tak, spalanie paliw kopalnych bardzo nam zaszkodzi w nieodległej przyszłości; tak, rezygnacja z paliw kopalnych jest trudna; tak, prawdopodobnie wiąże się z dużymi kosztami, ale skutki zaniechań będą jeszcze kosztowniejsze.
Ciekawi mnie więc, ile zdaniem red. Gadomskiego mamy myśleć, by uznał on, że sprawa jest przemyślana w wystarczającym stopniu? Jakie badania naukowe mogą go przekonać, skoro z góry przyznaje, że nie dysponuje specjalistyczną wiedzą potrzebną do ich oceny?
Ach, chwileczkę.
Przecież są osoby, które takową specjalistyczną wiedzą dysponują. Sam Gadomski powołuje się przecież na opinie “wielu naukowców — klimatologów, meteorologów, fizyków, geografów, geologów”. Skonstruowana przez niego lista budzi jednak pewne wątpliwości: kilkakrotnie już na tym blogu demonstrowałem, że naukowcy, których często przedstawia się jako ekspertów od badań klimatu, w rzeczywistości nie posiadają nawet podstawowej wiedzy na ten temat. Przykładowo, co o klimatologii mogą wiedzieć “fizycy”? Fizyka to bardzo obszerny dział nauki, który obejmuje cały szereg wyspecjalizowanych dziedzin, od fizyki ciała stałego po kosmologię kwantową. Naukowiec, który całe życie zajmuje się badaniem zjawiska przewodnictwa temperaturowego, prawdopodobnie o klimatologii wie tyle samo, co o genetyce molekularnej czy historii Górnego Egiptu. Czyli nic.
Jeśli interesuje nas opinia ekspertów na jakiś temat, powinniśmy zapytać o nią ekspertów z tej właśnie dziedziny. I właśnie dokładnie coś takiego zrobiła Maggie Zimmerman w swojej pracy “The Consensus on the Consensus” (opublikowanej potem w skróconej formie jako “Direct Examination of the Scientific Consensus on Climate Change” w czasopiśmie Amerykańskiego Towarzystwa Geofizycznego EOS). Jej konkluzja stoi w całkowitej sprzeczności z tezą Gadomskiego:
It seems that the debate, whatever its origins, on the authenticity of global warming and the role played by human activity is largely nonexistent among those who are most able to understand the nuances and scientific basis of the issue. The challenge now is to find a way to effectively communicate this to the general population and attempt to silence media sources which continue to purport a defunct claim of wide spread disagreement among earth scientists.
Ktoś może w tym momencie zadać pytanie: skąd red. Gadomski miał wiedzieć, że takie badania przeprowadzono? Odpowiedź nie będzie zbyt wymyślna: jest przecież wikipedia, w której można znaleźć hasło “Scientific Opinion on Climate Change”, będące kompilacją informacji o tego typu badaniach opinii albo meta-analizach literatury naukowej. Nie twierdzę, że rzetelny dziennikarz musi automatycznie uwierzyć na słowo autorom wiki, jednak treść tego konkretnego artykułu powinna dać mu do myślenia.
Być może rzetelny dziennikarz zadałby sobie w tym momencie pytanie, czy wobec takiego rozdźwięku pomiędzy opiniami specjalistów a opiniami “sceptyków”, ci ostatni przypadkiem nie są tak do końca wiarygodnym źródłem informacji. Niestety, red. Gadomski zamiast tego bezkrytycznie powtarza ich brednie:
[Sceptycy] podkreślają, że IPCC pomija niewygodne dla siebie fakty, takie jak trwające przez dużą część XX w. ochładzanie się klimatu.
W innym wszechświecie równoległym rzetelny dziennikarz sprawdziłby, czy takie sensacyjne oskarżenia odpowiadają prawdzie. Kilka sekund z googlem umożliwiłoby mu zlokalizowanie ostatniego [poprzedniego, tzn. raportu z 2007 r. - przyp. 2019] raportu IPCC, gdzie znajdujemy rozdział o tytule “Observations: Surface and Atmospheric Climate Change”. Nawet pobieżna lektura (albo przejrzenie samych obrazków) wystarczy, by zrozumieć jak absurdalny jest pomysł że ochłodzenie (zakładam, że chodzi o zmiany temperatury zachodzące po II wojnie światowej) jest przez IPCC “pomijane”, skoro widać je w każdym szeregu czasowym dotyczącym dwudziestowiecznych zmian klimatu.
Oddzielną kwestią jest to, czy klimatolodzy potrafią wyjaśnić to ochłodzenie. Tutaj red. Gadomski musiałby poświęcić trochę więcej wysiłku, doczytując rozdziały “Changes in Atmospheric Constituents and in Radiative Forcing”, który omawia czynniki mające wpływ na klimat, oraz “Understanding and Attributing Climate Change”, który omawia rolę tych czynników w obserwowanych zmianach klimatycznych. Dowiedziałby się w ten sposób, że klimatolodzy ochłodzenie w połowie XX wieku przypisują szeregowi czynników, antropogenicznych (przede wszystkim przemysłowych aerozoli, które skutecznie niwelowały wpływ gazów cieplarnianych), naturalnych (jak wulkaniczne emisje naturalnych aerozoli, cykl ENSO) i statystycznych (jak wciąż nieusunięty z danych SST wpływ zmiany metody pomiaru temperatury wody oceanicznej, będący skutkiem przystąpienia USA do wojny).
Dobra, przesadzam. Dla niespecjalistów IPCC przygotowało odpowiedzi na Często Zadawane Pytania. Uwadze red. Gadomskiego polecam sekcje 2.1, 3.1, 9.2 w rozdziałach drugim, trzecim i dziewiątym.
Dalej jest już z górki, a nawet z Grenlandii:
W ciągu ostatnich dwóch tysięcy lat klimat zmieniał się wielokrotnie. Czasami oznaczało to ocieplenie, czasami ochłodzenie. Zmiany nie wynikały z interwencji człowieka, lecz z naturalnych procesów — na przykład aktywności Słońca. Miały wprawdzie istotny wpływ na rozwój cywilizacji (był czas, gdy Sahara była zamieszkana przez ludy rolnicze, a Grenlandia była jeszcze w średniowieczu zieloną wyspą), lecz nie doprowadziły do zniszczenia ludzkości.
Dziwi mnie, że doświadczony dziennikarz padł w tym miejscu ofiarą dwóch oklepanych technik retorycznych. Pierwszą z nich jest argument wprost z Departamentu Badań Rzeczy Oczywistych: odkrycie, że klimat zmienny jest, i sugestia, że naukowcy zajmujący się globalnym ociepleniem o tym nie wiedzą.
Gdyby red. Gadomski zajrzał do raportów IPCC, odkryłby że przeszłym zmianom klimatu i ich przyczynom poświęcony jest cały rozdział “Paleoclimate”, gdzie referuje się wyniki badań dotyczących zarówno ostatnich dwóch tysięcy lat, jak i dłuższych czasookresów: cyklom Milankowicza i ich roli w następujących po sobie zlodowaceniach, oscylacjom Dansgaarda-Oeschgera, stopniowemu ochłodzeniu które miało miejsce w kenozoiku, czy w końcu katastrofom klimatycznym typu PETM.
Problem w tym, że argument Gadomskiego to błąd logiczny typu non sequitur. Z tego, że w przeszłości zachodziły jakieś zmiany klimatu, które miały naturalne przyczyny, nie wynika, że obecna zmiana klimatu też ma naturalne przyczyny. W tym przypadku nie potrzebujemy wehikułu czasu, by móc precyzyjnie zbadać, jaka jest rola poznanych przez nas czynników klimatotwórczych w zmianach obserwowanych w XX wieku — wiemy, jaki jest wpływ aktywności słonecznej, wulkanizmu czy zmian parametrów orbity Ziemi. Wiemy także, jaka jest rola dodatkowych czynników antropogenicznych, takich jak emisje gazów cieplarnianych.
Pomijam już drobiazg, że Grenlandia nie była w średniowieczu bardziej “zielona” niż obecnie, i pokrywał ją lądolód o podobnym zasięgu do obecnego. Nazwa “Zielona wyspa”, według “Sagi o Eryku Rudym”, została jej nadana aby zachęcić osadników; poza tym “Wyspa lodu” była już zajęta.
Na koniec ta perełka:
Podobnie jak ogromna większość osób piszących o ociepleniu klimatu, nie jestem w stanie osądzić, jaka jest wartość naukowa dowodów przedstawianych w raportach IPCC, a jaka argumentów “grupy lipskiej”. Niepokoi mnie jednak fakt, że te ostatnie są przez “konsensus w kwestii globalnego ocieplenia” pomijane i lekceważone. W tym wypadku konsensus oznacza uznanie racji tylko jednej strony. W sporach naukowych podejście takie dziwi, choć jest normą w sporach ideologicznych.
Red. Gadomski twierdzi, że nie potrafi ocenić, jaka jest wartość naukowa dowodów przedstawianych w raportach IPCC i tych prezentowanych przez “sceptyków” (choć mógł sprawdzić kompetencje telewizyjnych pogodynek z “grupy lipskiej”). Dlaczego jednak nie potrafi zaakceptować faktu, że specjaliści, którzy poświęcili całe swoje życie na badanie zagadnień związanych z klimatologią, potrafią takiej oceny dokonać, i dokonali jej już jakiś czas temu?
Czy naprawdę jest powodem do niepokoju to, że argumenty niepoprawne są pomijane i lekceważone? Czy redaktora Gadomskiego dziwi na przykład, że geolodzy powszechnie zaakceptowali teorię tektoniki płyt, uznając rację tylko jednej strony? Czy fakt, że wyznawcy “rozszerzającej się Ziemi” są uważani za oszołomów, oznacza że geologia stała się miejscem sporu ideologicznego, a nie naukowego?
Redaktor Gadomski ma pretensje o brak rzeczowej dyskusji, trudno jednak rzeczowo dyskutować z kimś, kto nic nie wie na dany temat, a naukową debatę utożsamia z tolerowaniem dowolnych bredni.